sobota, 7 września 2013

chciałabym te kopytki

Witam,

Zacznę od tego, że jednak nie skończyłem w ostatnim poście swojej mowy nienawiści, przypomniałem sobie, że jeszcze jest jedna zjebuska, o której muszę napisać. Na imię ma Kasia. Kasia pracuje sobie na stanowisku obok mnie i robi sobie sałatki, surówki i inne pedalskie gówna, którymi mogą się zajmować tylko kobiety. Kasia "Malwinka będzie miała rodzeństwo!!!!" jest w ciąży: "Malwinka będzie miała rodzeństwo!!!!", wpadła z drugim dzieckiem i musiała się pochwalić wszystkim. Ta akurat jest równie głupia jak Aga, ale przynajmniej ma męża i nie lata nieszczęśliwa po całej kuchni, więc nie mam problemu z jej dzieckiem, chociaż przyznam się szczerze, że absolutnie mnie obrzydza widok jej powiększającego się brzucha. Kobieta w ciąży kojarzy mi się z małpą, w sensie pierwotne instynkty, chronić, dbać, pielęgnować, urodzić, chronić, wycierać gluty. To jest odrażające właściwie, ale nie przeczę, że to pierwotny, naturalny cel życia każdej kobiety (dlatego kobiety nie nadają się praktycznie do niczego). No dobrze, to nieistotne, wracam do Kasi. Kasia jest strasznie tępą dzidą, ponieważ nie ma pojęcia co to żart, a każdy wie, że:

- Dobry żart aresztu wart.

U niej to wygląda tak, że jak ktoś się z niej trochę naśmiewa to zaczyna krzyczeć, że "Co Ty sobie myślisz, nie jestem konfidentem, Ty nie rozumiesz, jesteś głupi, nie możesz tak mówić, bo sam się opierdalasz!!!" Naprawdę, ta kobieta ma zero poczucia humoru, w dodatku jest 83' a wygląda jakby miała ze 40 lat, dodatkowo ubiera się w panterkowe leginnsy oraz bluzy z futerkiem, przecież to bez sensu, musiałaby sobie worek na twarz założyć, żeby coś zmienić, i wyjąć kija z dupy. Ostatnio mopowała sobie podłogę wokół naszych stanowisk, a ja stałem z kubeczkiem i się przyglądałem, bo cóż mi pozostało? I nagle słyszę tępy śmieszek oraz:

- Pamiętaj, Marcin, tak jak ze wszystkim, systematyczność jest najważniejsza.

Panie Boże, proszę Cię, żebym nigdy nie musiał pogodzić się ze swoim marnym losem do tego stopnia, że będę cenić regularne mopowanie podłóg i temu podobne rzeczy. Kasia też potrafi otwarcie i szczerze udowodnić, że jest debilem, proszę bardzo oto przykład. Znowu przyjechali do nas, żeby przepchać trochę dziur, tym razem nie Barbarze, ale Adze, przepychają, przepychają, po czym słychać takie:

-Dawaj, na dwa baty jedziemy! (w sensie, że panowie włożą do dziury przypchaczkę i szlaufa)


w gruncie rzeczy
 co za debil wymyślił takiego hydraulika z polski

To były dwa stare, obleśne dziady i jedyny element, w którym przypominają kanon hydraulicznego piękna to niebieski kombinezon. No i po tym tekście zacząłem się w sumie śmiać, bo to chyba jedyne dwa baty o jakich Ci panowie mogą pomarzyć, przecież to jest zabawne. Powiedzieli to głośno na całą kuchnię i akurat szedłem w stronę swojego stanowiska i tam, na wprost mnie znajdowała się Kasia, która powiedziała:

-Patrz, nawet Marcin się śmieje z tego, że płaczę (bo kroiła pora)

Z KROJENIA, DEBILKO, NAPRAWDĘ??? W ogóle to w związku z tą ciążą ostatnio była dyskusja jak nadać na imię temu biedakowi, który się pojawi w tej przyjebanej rodzinie.

- Marika? Marika mi się bardzo podoba, też Kamil, czy Sebastian, to są ładne imiona, a może Brajan? A może Ariel??


CO KURWA?!


Po czym Adam (o którym chyba jeszcze w ogóle nie pisałem, a to taki naprawdę w porządku gość, którego nikt tam nie lubi oprócz mnie i miałem być na jego miejsce, ale w końcu pracowaliśmy we dwójkę) rozpoczął wspaniałą szybką dyskusję podsumowującą:

A: Omo, może Omo?
Ja: W sumie Persil też ładnie
Kasia: Ale Ariel mi się naprawdę podoba
A: A ja znam takie jedno ładne imię dla dziecka, nowoczesne, Tradycja

Przypomniała mi się też jedna sytuacja z Agnieszką, mianowicie prawie ujebałem sobie palec nożem, w sumie dosyć poważnie, krew już zaczęła lecieć, ja syknąłem, ona stała koło mnie i już po fakcie do mnie: "Uważaj!". Czujecie to? "Uważaj, już sobie prawie ujebałeś palec, ale nadal UWAŻAJ!" Ostatnio też wychodzę z blachą na wydawkę i ruchomymi drzwiami przyjebałem Monice (tej od której wzroku mi się ręce pocą, cały w sumie się pocę) i ona do mnie:

- Chciałeś mocniej...drzwiami?!
- Nieee...Nie tym razem !

Dopiero po minucie sobie uświadomiłem jakie to było chamskie, hahaha, ale co ja poradzę, taka moja natura, zresztą, dobrze tak kurwie. W ogóle zauważyłem, że Monia ma ślunski akcent, czemu ja tego nie zauważyłem przez 2 i pół miesiąca?? JAAA!!!! Jak wiadomo też w korpo często przychodzą zagraniczni pracownicy coś zjeść i pracować też czasem pracują. Wiec przychodzą sobie pojeść i ostatnio był indyk, Monia się mnie zapytała szybko jak jest indyk, a ja: TUR KEJ

-What is that?
-TUR KEJ
-...? Oh, TERKI, that's a rare dish!

Moja równolatka i kandydatka na żonę też jest śmieszna strasznie, od razu bedzie to odpowiedź na postawione 3 posty temu pytanie, czy Justyna (21 l.) jest pojebaną zjebuską:

-Poproszę BOLONEZA 

To trochę rażące, bo powinna powiedzieć przynajmniej BOLONJEZA...


SPAGETI POLONJEZE


Więc, Lusia, wysyłam Ci lekcję italskiej wymowy, pozdrawiam:


i teraz wszyscy powtarzamy: BOLONJEZEEE

i jeszcze Justynkowa rozmowa rozmowa z klientem:

Przepraszam, co to za kotlet?
- Mielony, taki...nasz

Ja wiem, ze chodziło o firmowy kotlet, ale ona to powiedziała w taki sposób jakby ten kotlet był członkiem Naszej [;))));***] rodziny.


takie tam, przy wigilijnym stole, 
z naszym kotletem :))))


Jak wiadomo wczoraj skończyłem pracę i naszła mnie taka nowa refleksja, podsumowująca, że pieniądze należą mi się już choćby za to, że istnieję, a co dopiero mówić o tym, że przez 2,5 miesiąca musiałem znosić tych debili. Odkryłem też, że prawdziwi ludzie pracy to naprawdę przyjemni współpracownicy, Staś, Mira, Basia, Ela, pokurwić lubią i rozśmieszyć potrafią, a te nowbogackie dorobkiewicze, co myślą, że w gastronomii im wszystko wolno i będą bogaci nie wiadomo jak (i kiedy w sumie też...lol) psują atmosferę zakładu pracy, nie czują idei, co oni sobie kurwa myślą?


daj kamienia !!

KAWAŁ SZEFA KUCHNI NA ROZLUŹNIENIE:

Dwie półki w piekarni, na jednej kajzerka, na drugiej pączek, kajzerka się trochę podkochuje w pączusiu i do niego tak pociesznie:
- Pączusiu, wymyśliłam dla Ciebie wierszyk!
- A jaki?
- Pączek, pączek, nie masz rączek!
- Kajzerko, ja też wymyśliłem dla Ciebie wierszyk
- Jaki??
- Kajzerka, kajzerka, ty stara kurwo

i dupeczka czas najwyższy, tym razem wow




Zajmę się chyba też Barbarą, bo dawno jej nie było na stronach mych. Czy nienawidzimy jej bo jest ruda? Pewnie tak, chociaż ja osobiście dopiero ostatnio zauważyłem, że jest ruda, ale podobno nienawiść do rudych nie wynika z ich koloru włosów, a zachowania, któe jest przez ów kolor włosów motywowane, tak. Chyba już mówiłem, że Barbara jak je to non stop coś gada, że źle, ze niedobre, ostatnio sam byłem tego świadkiem jej monologu przy stole, przy którym siedziałem, w ogóle się nie krępowała, wypluła jedzenie na talerz (może o to chodziło z tymi płodami, że tylko płody lubi wpierdalać i nie zwraca ich, niestety, nie pieczemy pieczeni z płoda w naszym lokalu). Ma też taką manierę, ze przynosi sobie całe dwa talerze jedzenia, a tam nasrane wszystkiego po trochu, drugi talerz to tak zwany, legendarny już, KOPIEC SURÓWEK. Żeby tego było mało sytuacja zazwyczaj wygląda tak:

- Mmmm, jakie to twarde, gorzkie, tego się nie da jeść, ojezu, jakie niedobre...Mira, bierzemy golonkę na pół?

W ogóle Barbara jest taką jakąś dziwną osobą, ona albo jest chora psychicznie, albo coś ma z głową, lubi niemców: "ACH, JAK ONI SIĘ KULTURALNIE UMIĄ BAWIĆ". Dodatkowo potrafi być bardzo wredna i niemiła, na mnie się obraziła dlatego, że nie odniosłem jej szufelki, którą pożyczyłem dla Kasi, bo ta akurat nie mogła po nią iść: "MNIE NIE INTERESUJE KTO JĄ POŻYCZAŁ, TYLKO KTO PO NIĄ PRZYSZEDŁ, NIE ODNIOSŁEŚ JEJ", po czym jeb jeb jeb talerzem o blat. Wybuchowy temperament, gdyby była młodsza to może może...Było z naszymi zakładowymi relacjami zakład-Barbara tak źle, że szef kuchni poleciał na skargę do szefa-zjeba a ja słyszałem jak z dużego zmywaka Basia krzyczy:

- Tutaj pojeby rządzą !! Tutaj wszyscy rządzą, każdy pracuje, a wszyscy rządzą!!!

Ona jest trochę jak fuhrer, jak podniesie głos i zacznie dyskutować to there is no dick in the village, nie ma mocnych. Z drugiej strony jest głupia, myśli, że mielony to ryba, nie wie jak wygląda sałata lodowa i chodzi i coś pierdoli non stop. Rozmowa ze Stasiem:

S: Widziałem wczoraj, jakiegoś łebka prowadziła do radiowozu, rzucał się i coś krzyczał
B: Ale dlaczego go prowadzili?
S: A skąd ja mam to wiedzieć?
B: No chyba widział pan jak go prowadzili?
S: Zadaje mi pani pytania jak moja żona, prowadzili go to prowadzili, skąd ja mam to wiedzieć, czemu?

Z całego serca lubię pana Stacha i żałuję tylko, że nie powiedział: PROWADZILI GO TO PROWADZILI, NA CHUJ DRĄŻYĆ TEMAT.

Dalej jak był szczyt zimnej wojny z Basią to szef kuchni tak się o niej wypowiadał:

- Nikt jej nie lubi, ona jest jak w horrorach, te dzieci z niepełnosprawnych związków, pokurcze z odchyłem (przy czym bardzo plastycznie pokazywał co to znaczy 'pokurcze z odchyłem', chodził wykrzywiony, machał rękami i onomatopeizował: "E EEEE eeee, AAAAAaaaa") Karmione ludzkim mięsem, i nawet nie wiadomo do końca co to za płeć tego pokurcza (eeeEEE, AAAaaaaUUU)

I KOLEJNY DOWCIP NA ROZWOLNIENIE:

Amerykańscy naukowcy po wieloletnich badaniach odkryli, że wąż, który kusił Ewę, był jednym końcem przytwierdzony do Adama.


marihuanene trochę


Już kończąc tego posta powiem jeszcze, że mam nadzieję, że gazeta wyborcza zainteresuje się moim blogiem i wyda go w formie książkowej. W końcu ona wydaje takie pojebane rzeczy swoim sumptem. Np wydrukowali bloga jakiegoś gościa, który dowiedział się, że został ojcem i opisywał te fantastyczne przeżycia na swoim blogu. Mam nadzieję, że jakiś debil napisze tu do mnie i zaproponuje przedrukowanie tej genialnej literatury i sprzedawanie jej, w końcu co jest gorszego w blogu o pierwszej pracy od bloga o pierwszym dziecku? GÓWNOOOOOOOO

Dziękuję, do widzenia, 
WÓDY









wtorek, 3 września 2013

smażę się, czyli "przepraszam, czy to warszawa widzew?"

Myślę, że się stęskniliście, więc przesyłam wam moje serdeczne

http://www.youtube.com/watch?v=GCwyipaMPH8

Od razu wyjaśniam tytułowy cycat, otóż wracałem sobie ostatnio z Torunia pociągiem (bo mnie kuhwa stać), siedzę sobie kulturalnie w przedziale i jakaś kobieta z psem w klatce zadała to pytanie na cały przedział. Śmiem powiedzieć, że był to Sochaczew, a pani musiała wiedzieć, czy zaraz zachodnia, bo miała wysiąść na zachodniej, i czy to już widzew??? Co za ludzie chodzą na tym świecie. Z drugiej strony myślę, że to było dla Warszawy obraźliwe sformułowanie (a co dopiero dla Sochaczewa) dlatego przypominam co to jest widzew:




Chciałbym wam dziś opowiedzieć o pewnej dziewczynie, która ma z 30-35 lat, nazywa się Agnieszka i pracuje u nas na dużym zmywaku. Agnieszka jest roztrzepaną blondynką w okularach, która dała sobie zrobić dziecko jakiemuś dresiarzowi, dziecko ma na imię Mareczek, Agnieszka bardzo się troszczy o Mareczka i dużo pracuje. Ale jak można być tak tępą dzidą? Biega jak szalona po tej całej kuchni, podchodzi do pani Eli, do Dorci, do Miry i napieprza non stop o jakichś mieszkaniach socjalnych, zaświadczeniach lekarskich, zwolnieniach i innych rzeczach, np: "CZY KTOŚ ZAAKCEPTUJE MARECZKA, CZY ZNAJDZIE SIĘ TAKI?" Jezu, jezuuuuuu. 
Non stop robi skwaszoną minę i tylko słyszę co chwila jak jej mówią: "Wszystko bedzie dobrze, Aga". Rozumiem, Wszyscy ją kochają i się o nią troszczą, a ja uważam, że ona jest po prostu niesamowicie (chciałbym przeklnąć...) głupia i że kurwa sama sobie zgotowała taki los. Śmieje się jak radowy debil takim wyjącym głośnym głosem, z jakichś absolutnie nieśmiesznych rzeczy. Przykład:
Jakaś rozmowa o pogodzie, na trzy głosy, jeden po drugim:
- wczoraj miało padać
- dzisiaj ma padać
-jutro ma podobno padać


(zrób mi dziecko, jestem zjebana)


Wzdrygam się jak tylko mówi: "Marcin": "Marcin, nie rzucaj tu tego"; "Marcin, tu z lewej"; "Marcin, połóż". Bardzo mi się to nie podoba, jeszcze czasem na mnie patrzy takim wzrokiem jakby (są dwa warianty, jako że jestem facetem to nie ogarniam za bardzo): tęskniła za rozumem/chciała zrobić sobie ze mną dziecko. 

Kontynuując wątek masy roboczej i jej socjologicznej charakterystyki to muszę się przyznać, że dokonałem niebywałego odkrycia, które potwierdza, że Korwin Krul ma czasem rację. Otóż kiedyś w jakimś wywiadzie powiedział, że kobiety chcą być molestowane w pracy, oczywiście wtedy złapałem się za głowę i zaśmiałem, ale teraz nie jest mi do śmiechu. Kobiety pracy chcą być macane, bez znaczenia czy mają 21 czy 45 lat (babci nie macają, bo jednak babcia to już zakład geriatryczny, swoją drogą, tej suki też nienawidzę, ale o tym później). Oba szefy chodzi czasem po kuchni i zaczepiają dziewczyny np. łapiąc mnie za krocze (boże, przepraszam, napisałem to za pierwszym razem i tak się uśmiałem, że to zostawiłem :D). Więc jeszcze raz: chodzą po kuchni i zaczepiają dziewczyny np. szczypiąc je za pośladki lub wkładając rękę w ich krocze od tyłu, brzmi to strasznie, biorąc pod uwagę fakt, że mi szef-zjeb tylko potrafi przygrzmocić w plery i powiedzieć: "CO TAM, MŁODY?", a szef-ok tylko się do mnie uśmiecha. I reagujemy identycznie na te zaczepki, ja i kobiety: 
- podskakujemy
- uśmiechamy się
- śmiejemy się głośno, tubalnie
- "Och szefciu!"
- (w ostateczności i tylko w przypadku Pani Eli) - biegniemy za szefem i krzyczymy "Och szefciu!"

Przerwę swoje wywody, żeby też szybko napisać, że ostatnio słuchamy tylko Radia PLUS, mam już dosyć Dalibomby, Dragostea Din Tei, ala nie wali mu pały oraz maciejpoczułtampon, ale ten kawałek sobie przypomniałem i kojarzy mi się jakoś z wakacjami, jest arcyzjebany, ale te pulsujące dźwięki jakoś sprawiają, że robi mi się lepiej na sercu i staję się wydajniejszym robotnikiem [tzn podskakuję i zaczynam udawać, że jestem na audioriver (tj wiejskim weselu)], poza tym moment od 1:46 wydaje mi się zapowiedzią pięknych wokaliz Austry w Lose It. 



Jezu, jaka w latach 90 byłą zjebana muzyka popowa, naprawdę mam zniszczony mózg przez to, a znacie Eiffel 65 - Blue? Już nie będę tego wstawiał, bo to wstyd, ale całe lata 90 są jakieś takie z dupy, wydaje mi się, że oni wtedy robiąc to myśleli, że robią pozytywny, innowacyjny pop przyszłości, a wyszło im bardziej:


(przynajmniej tak się czuję jak słucham tej muzyki, 
tego radia)

Co dalej, co dalej, dalej na odstrzał pójdzie babcia, po prostu szmaty nienawidzę, bo się opierdala, non stop wychodzi jarać, mówi o mnie non stop "niuniuś". i wszystko byłoby spoko, gdyby nie to, że nie dość, ze się opierdala to jeszcze jak zostaje ze mną do 16 to zawsze przychodzi do mnie o 15:15 i mówi:

- niuniuś, ja już wszystko ogarnęłam, poradzisz sobie sam, prawda?

A przecież jestem człowiekiem kulturalnym i zawsze odpowiadam "tak, oczywiście", a haruję jak wół, podczas gdy ona jara szlugi. W ogóle to jest trochę tak, że to ja miałem wszystkich dymać i wychodzić na tym najlepiej a okazuje się, ze oni myślą, że mnie strasznie dymają, a tak naprawdę to ja ich dymam. Nawet już sobie przygotowałem pamiątkowe zdjęcie z szefami, żeby podkreślić swoją pozycję:


(nie zorientowali się jeszcze, że ich dymam)

Nienawidzę jeszcze Moniki, która pracuje na kasie. Do pracy przychodzi zawsze odjebana, jakby pracowała nie na kasie jak pani Grażynka w Samie, tylko przynajmniej jakby pracowała w dziekanacie żałosnego wydziału na słabej uczelni (UW). 

(nie ukrywajmy, że jej posada to nic więcej
niż pusta lada)

Istnieje też drugi wariant: może liczy na to, że któryś z tych korpo-śmieciów zainteresuje się jej pięknymi nogami w obcasach oraz nagimi ramionami odsłoniętymi dzięki kusej koszulce i przy podawaniu jej swojej złotej karty kredytowej, czekając na ważny telefon, sprawdzając przy okazji godzinę na swoim złotym rolexie (ach, złote rolexy...) oraz mając pusto w żołądku spojrzy na jej uradowaną twarz i od razu zachce ją za żonę. Przecież to nie Krzyżacy, a korpo-śmieć nie może być zbyszkiem z bogdańca, on se co najwyżej może pomyśleć:

- co ta debilka się tak uśmiecha, napluła mi do jedzenia?

Moniko, nie tędy droga, nie idź tą drogą. I swoją drogą jak smażę to stawaj przy patelni udając, że z nudów obserwujesz całą kuchnię, bo i tak wiem, że patrzysz się na mnie, a mi się od tego ręce pocą.




I czas przejść do meritum, czyli sytuacji ze zjebem, bardzo przepraszam, że dzisiejszy odcinek taki hejtujący, ale jakóś tak wyszło, czas odreagować całe zło, które mnie spotkało w tej pracy, zresztą następny odcinek znów na dniach, a może jeszcze dziś w nocy. Zobaczymy.

Umówiłem się z szefem-zjebem na rozliczanie godzinowe, przy wypłatach co tydzień, kwota była zdecydowanie satysfakcjonująca mnie. Po czym, po pewnym czasie zaproponował mi zjeb, żeby mi płacił raz na dwa tygodnie, bo to jest wygodniejsze dla firmy, a ja, jak wszyscy wiemy, jestem kulturalnym człowiekiem, więc się zgodziłem. Myślę, że nadal bym pracował jak baran do końca września, gdyby nie moja intuicja, która kazała mi pójść po podwyżkę (oraz z prośbą o powrót do rozliczenia cotygodniowego, ponieważ powoli mi się zaczynały mieszać te tygodnie i godziny...). Szef zapisał moje propozycje na twardym dysku, po czym po paru dniach poinformował mnie, że nie ma szans, SZKODA, bo myślałem, że doceni to, że zapierdalam jak wół, pracuję na czarno - nie mogę wziąć urlopu, a inni mogą i wykonuję kawał roboty za innych urlopowiczach też. Wpadłem na kolejny świetny pomysł...żeby mi zapłacił za wcześniejsze tygodnie do dnia ówczesnego i od tamtego ówczesnego dnia znów żeby się rozliczał ze mną co dwa tygodnie (wtedy miałbym całą kasę zaległą już w kieszeni a co dwa tygodnie dostawałbym bieżące pieniążki, bystre, nie?) i pokazałem mu, że wypłaciłby mi za parę tygodni lipca i za tydzień od 29 lipca do 2 sierpnia, po czym hola hola hola:

- to się nie liczy jako tydzień, płacę Ci dwa razy na miesiąc za miesiąc

No i kopara mi opadła. Rozmawiałem z nim z 20 minut o tym, że umawialiśmy się inaczej, na rozliczenie tygodniowo-godzinowe, na co on, że nie pamięta, albo ja źle zrozumiałem (Jak to kurwa nie pamięta, źle zrozumiałem, skoro sam mnie prosił o zmienienie wypłat z systemu tygodniowego na dwutygodniowy?), że on nie może mi zapłacić kasy za ten tydzień, bo wtedy będę zarabiał więcej niż najkrócej pracująca kucharka w zakładzie, że to by było nie fair dla tych ludzi, mimo, że by o tym nie wiedzieli (hahahahah, to dopiero dobre), że to nie jest dla niego wygodniejsze, że pracuję na czarno (tu już nawet nie chciało mi się śmiać). Trochę mi zabrało mowę, bo kończył się sierpień a ja byłem oszukany na kilkaset złotych, postanowiłem wprawić w ruch swoje szare komórki i negocjować. Powiedziałem, że nie interesuje mnie to co ludzie sobie pomyślą o tym jeśli nawet się tego nie dowiedzą, interesuje mnie odpowiedzialność za słowną umowę, której nie można zapomnieć oraz, że to po prostu jest nie fair dla mnie i zupełnie zmienia postać rzeczy (tutaj chyba się trochę przestraszył). Na początku powiedział, że nie ma mowy o wypłaceniu mi tych pieniędzy, po czym, po tych 20 minutach skończyło się na tym, że zapłaci mi za 3 dni lipca, a za sierpień tak, jak on myślał. Lepsze to niż nic, pomyślałem. Po powrocie do domu wpadłem na kolejny genialny pomysł, poproszę go o całą kasę z góry za sierpień, i ulotnię się bez słowa po środzie, zostawiając te dwa dni, za które mi nie zapłacił, żeby się jebał pies. Wszystko by było pięknie, tylko zabezpieczył się tym, że zapłacił mi cały sierpień...bez 100 złotych, szczwany lis. I zostałem, moi towarzysze poradzili mi potem, żebym pogadał z szefem-ok. I...uwaga...poszedłem do niego, powiedziałem jaka jest sytuacja, a on się zapytał tylko:

- ile Ci zapłacić?

CZYŻ TO NIE JEST WSPANIAŁY CZŁOWIEK???? NAWET DO TEJ TURCJI BYM POJECHAŁ Z NIM! Skoro jednak wyszedłem na zero, ale chciano mnie wydymać, to stwierdziłem, ze teraz mój ruch, poszedłem do zjeba i powiedziałem mu, że kończę pracę 6 września, a nie 30 (oficjalna, pierwsza wersja). I PIES CIĘ JEBAŁ, ZASRANY EKONOMIE, MASZ TERAZ TYDZIEŃ NA ZNALEZIENIE PRACOWNIKA I NAUCZENIE GO WSZYSTKIEGO, CO JA UMIEM, A JAK GO NIE ZNAJDZIESZ TO ŻYCZĘ POWODZENIA WASZEJ FIRMIE WE WRZEŚNIU. Toć to nie wakacje, więc ruch, rzekłbym, iście kurewski. ..I pieprz się babciu, nie zwolnisz się już 40 minut wcześniej, i Ty, Dorotko, sobie nie posiedzisz, tylko ruszysz te spasione 4 litery, może schudniesz. Chcieliście wydymać Freda to teraz Fred wydymał was, a jak mi nie zapłacicie za ten tydzień 10 złotych za godzinę, tylko 9,50 to jeszcze wam w piątek wódę zabiorę z zamrażarki.


(takie tam, po pertraktacjach)


na zakończenie:
ŻENUJĄCA SYTUACJA NA DZIŚ - szef kuchni coś od Doroty chciał parokrotnie, potem ona:

-Dorota i Dorota, a co ja z Tobą ślub brałam?! Jakbym brała to mogłabym Ci przynajmniej przyjebać, Ty cipo!

i jedyny kawałek z radia puls, który ostatnio sprawia mi dużo radości:



Dziękuję, to tyle na dziś.
WÓDY









poniedziałek, 26 sierpnia 2013

kasa się musi zawsze zgadzać

ale towar niekoniecznie

Tą oto złotą zasłyszaną zasadą pracy na kuchni przypomnę o sobie. Od razu zapowiem, że w związku z paroma faktami przestaję być tak wulgarny jak byłem, szlifuję język, kulturę i ćwiczę opanowywanie emocji, także, z wiadomych także czytelnikom mym względów rezygnuję z pokazywania negliżu, przełączam się na tryb bardziej świątobliwy.


(chciałabym się rozebrać, ale nie mogę... )


Nie wiem czemu, ale w moim notesie znalazłem notkę z pracy pod tytułem: "Tajna sekta wpierdalaczy płodów", nie mam pojęcia czego to dotyczyło, ale jestem pewien, że barbary, obiecuję, że sobie przypomnę i następny post, który już w tym tygodniu odsłoni prawdę o tej sekcie.

A'propos kasy to mogę też powiedzieć, że średnio piszę, ponieważ chodzę cały czas spięty przez moje finansowe konflikty z szefem zjebem, więcej info już wkrótce, a teraz przedsmak tego jakie są rezultaty naszych batalii:
'


środa, 14 sierpnia 2013

piersi miałam, ale wyrzuciłam

Z racji tego, że jestem ostatnio zajebiście zajebany, pracą, pieniędzmi i dupami, stwierdziłem, że moje posty będą rzadsze w częstotliwości ale lepsze w jakości. Od razu powiem, że mam tak kurewsko dużo materiału, że być może rozłożę to na dwa wpisy, bo być może zaraz usnę. Na początek pójdzie WIOCHA i cycki:



Od razu odgrzewane kotlety, cytat sprzed chyba ponad miesiąca, który właśnie odkopałem w swoim inteligenckim notatniku, który zawsze noszę w klapie swojego robotniczego uniformu:

"Menda to się po jajach szwęda"

Jak już mówiłem, anegdot jest bardzo w chuj, ciężko wybrać coś na wstęp, ale w sumie przypomniałem sobie, że mogę się z wami podzielić taką refleksją, że mój zakład pracy jest trochę jak jakiś oniryczny sen. I nie wiadomo do końca, czy to sen, czy wszyscy są cały czas na haju. Dla przykładu pana Stanleya przyłapałem raz na tym, że puszczał na środku kuchni pyłek (taki z drzewa) i mówił wszystkim, żeby patrzyli na to jak ładnie lata (w chuj chuj słodkie) :

"O popatrz, zaraz do mnie przyleci!"

W samym pyłku i zachowaniu pana Stasia nic dziwnego nie było, dziwne jest to CO TEN JEBANY PYŁEK ROBI NA ZAMKNIĘTEJ KUCHNI??? JEBANY SEN




Kolejna oniryczna sytuacja znów z panem S. - rozjebał się wózek do przewożenia towarów, taki składany jak rower składak, że da się to złożyć w taki sposób:

(paint level: expert)
(jakbyś tłumoku nie zauważył, on leży do góry nogami, z profilu, po prawej stronie ma rączkę do pchania)


Ów wózek w sumie to się zepsuł, pan S. jest trochę złotą rączką, więc zaczął go naprawiać, jeszcze parę osób tam patrzyło co tam można by zrobić, wózek leżał właśnie w takiej pozycji jak narysowałem i nagle Charles de G. mówi:

"W sumie wyrwać te kółka z boków dowalić dwie kratki i zrobić klatkę dla lwa"

I tą historią można by potwierdzić teorię jebanego snu, ale jako racjonalista nadal nie mogłem uwierzyć w to co słucham i patrzę. Po paru dniach śledztwa odkryłem tajemniczy składnik tworzący oniryczną atmosferę w naszym zakładzie:


(takie tam, z policyjnego archiwum, 
nielegalny spiryt z białorusi, 
żeby kurwa było jeszcze śmieszniej, 
to nasz jest w identycznych butelkach)


I odkryłem tę tajemnice zupełnie przypadkiem, po prostu się uchlałem jak świnia o godzinie 8:30 rano, jeszcze się dobrze nie obudziłem:

- Marcin, chcesz kompotu?
- W sumie, czemu nie 
(zaprawdę jak zobaczyłem tę szklanicę, w której czerwona ciecz była nalana dostatnie, mieniła się pięknym czerwonym kolorem, schłodzona jak skandynawskie lodowce to wnet zapragnąłem poczuć jej smak i orzeźwić swe spracowane ciało)
(właściwie nawet sobie pomyślałem wtedy, że skąd on wpadł na taki pomysł, żeby poczęstować mnie kompotem, mam tak wielką ochotę na napicie się czegoś chłodnego i dobrego, PRZYPADEK?)
- Co to jest??
- Pij, pij, taki kwaśny, bo z rabarbaru!


(NIE SĄDZĘ)


Dwa dni pod rząd chlałem ten jebany spiryt z kompotem, dzień trzeci zakończył się bimbrem z miętą. W 3 dniu chlania spojrzałem na otaczający mnie świat i uznałem, że wszystko jest całkiem ok, tylko dlaczego ja kurwa pracuję tu drugi miesiąc i nie ogarnąłem, że oni tu wszyscy, dzień w dzień, czerwoni, nagrzani jak szpadle, plecący trzy po trzy. Może to magia polskiego robotnika?


(kamuflaż typowego janusza:
nie jesteś pijany - janusz ciężko pracuje)


Żyłem po prostu w wyimaginowanym świecie cebuli, ale w końcu się obudziłem, przejrzałem na oczy.


(takie tam, przed i po kompociku, od razu widać kiedy byłem pizdą)


Zauważyłem też ostatniego dnia, że szef-ok sam przyniósł tę bimbrową nalewkę i zrobiłdwa drinki, z lodem, z cukrem przyklejonym do rantu szklaneczki, zalał alkoholem i colą, kurwa, dla kogo on to robi, specjalne życzenie jakiegoś korpo-śmiecia? Dla siebie, dla znajomych? DLA RODZINY? Otóż nie. Potem wyhaczyłem, że obie dziewczyny, które pracują na wydawce (m.in. moja ulubiona: ON JEST FAŁSZYWY) popijają sobie tego ekskluzywnego drinka. I już myślałem, że złote rolexy, ciuchy z Zary i wakacje w arabistanach mi przepadną, gdyby nie odsłonięcie kart: 
SZEF MI ZROBIŁ ŚNIADANIE - jebany usmażył mi jajecznicę z trzech jajek, dał warzywka, masełko marki LURPAK (A BIEDAKI, KUHWY PIEHDOLONE) oraz dwie kromeczki białego oraz dwie kromeczki czarnego pieczywka. Byłem trochę onieśmielony na początku, ale szef powiedział, że jestem taki wątły, że muszę jeść, żeby mieć siły, po czym rzuciłem pytające spojrzenie na prawie każdego obecnego przy tej sytuacji i każdy z grobową miną mi kazał jeść, absolutnie każdy, nikt się nawet nie zaśmiał. 


(To nie były żarty, jemu naprawdę na mnie zależy...)


Kontynuując wątek szefa-ok mogę jeszcze napisać, że chyba też starał się ostatni wywęszyć, czy kogoś mam. Ostatnio dużo smażę, a tak po prawdzie to ja wszystko smażę (to kolejny szczebel kariery, kolejny po obieraniu cebulki, bitches!). No i, nie, żebym sobie tutaj schlebiał ale smażę zajebiście, na patelnię wchodzi mi naprawdę dużo towaru, myk myk i usmażone, złota jebana rączka do smażenia, KRUL SMAŻU. No i tak sobie smażę, po czym idzie szef-ok, jak zwykle pachnący, ładnie ubrany (w ogóle chyba nie napisałem wcześniej, ale jest to typ zadbanego pana w późnym średnim wieku, mięśnie są, biegamy, chanel jest, obcisłe koszulki i mercedes) i zatrzymuje się i do mnie:

- Widzę, że coraz lepiej Ci idzie to smażenie
- No raczej ! 
(ja jednak jestem kulturalnym człowiekiem, dziękuję i te sprawy)
- Tak dobrze to robisz, że możesz już dziewczyny na randki zapraszać, a one będą szczęśliwe, że im gotujesz, Twoja żona będzie szczęściarą!
- Mam taką nadzieję! 

I powiem szczerze, że przytoczyłem w sumie ten cytat nie, żeby kręcić bekę, ale żeby potwierdzić, że w sumie naprawdę tak myślę, że to zajebiście, że coś tam się uczę gotować w swoim zakładzie, że umiem już coś zrobić sam i szybko siekam cebulę, naprawdę uważam, że laski będą na to lecieć, moja żona będzie szczęśliwa, a najpewniej stanę się w 100% samowystarczalny w końcu, i zajebiście. Chociaż ostatnio dostałem na próbę dwa rodzaje kopytek z ciasta szpinakowego i miałem zdecydować, które mi bardziej smakują, które są lepsze, oczywiście wybrałem te kupne...ale kurwa, może po prostu były lepsze, a te cioty nie umiejo gotować?

AHAHA, a a'propos 'umiejo' to jest u nas pani Ela, taka poczciwa babunia, ona jest z Łochowa i wszyscy się z niej śmieją, że ona mówi "UMIEJO", "LUBIEJO". W sumie sprawdźmy w google grafika jak wygląda ŁOCHÓW:




faktycznie: umiejo, lubiejo, na rowerach jeżdżo, piękni so, dupy MAJO I RUCHAJO

IDIOTYCZNY DOWCIP NA ROZLUŹNIENIE ATMOSFERY 1: Jedzie sobie ksiądz do swojej rodzinnej wsi, zbacza z krajowej siódemki i już wieżdża na drogę krajową do siebie, widzi, że z boku stoi prostytutka, więc postanowił się zatrzymać i pomóc tej biednej niewolnicy seksprzemysłu:
- Zeszłaś na złą drogę, dziewczyno!
- A co, tu tiry nie jeżdżą??




Czas się powoli żegnać, mam jeszcze mnóstwo ciekawych newsów, ale to będzie za dużo na jeden post. Powiem wam jeszcze, drodzy państwo, taką świeżynkę z dzisiaja, otóż, od kiedy chleje wódę równo, w kuchni atmosfera się rozluźniła, już nikt nie ma spiny, ludzie się opierdalają, gaworzą i dopiero teraz czuć sielską atmosferę (jeszcze bardziej sielską?) naszego zakładu pracy. Dziś nawet zdradzili mi sekret jakim jest zakładowa tytulatura dni tygodnia. Niestety nie zapamiętałem wszystkich, więc wypiszę tylko te, które pamiętam:

poniedziałek - dzień trzepania pałek
środa - dzień loda
czwarteczek - pakujemy w tyłeczek
piąteczek - dzień pakowania do ciasnych dziureczek




A JUŻ W NASTĘPNYM ODCINKU:
- rozwiejemy tajemnicę Barbary: czy nienawidzimy jej bo jest ruda?
- tajemnica szefa kuchni: czy wykonuje swoją pracę z miłością?
- czy Justyna (21 l.) jest pojebaną zjebuską?
- czy Woody dołączy do jakichś patriotycznych legionów?
+ zajebiste dowcipy i kolejne refleksje na temat pracy w zakładach pracy



PS 1. IDIOTYCZNY DOWCIP NA ROZLUŹNIENIE ATMOSFERY 2: 
Wchodzi świeżo upieczona sekretarka do biura prezesa zarządu, prezes:
- długo pani nie pociągnie bo zaraz wychodzę !!!

PS2. Moja praca jest jak ten obrazek, abstrakcyjna i...




ZASKAKUJĄCA
(jak się dobrze przyjrzeć to Kim wygląda jak jezus)

MÓWIĘ JAK BYŁO
WÓDY ULRYKO






poniedziałek, 5 sierpnia 2013

ciotka zuzanna usiadła na głuchym śledziu

Muszę ogłosić pierwszy większy sukces. Mojego bloga czytają nawet w czułym barbarzyńcy, serdecznie pozdrawiam, mam nadzieję tylko, że to nie borsuk jest moim fanem. Rozpoczynając pracę nad tym projektem liczyłem tylko na jednego stałego fana

GÓWNOOOOOOOOOO

ale okazało się, że wszyscy go czytają, więc gorąco wszystkich pozdrawiam.




Zastanawiam się teraz nad karierą profesjonalnej blogerki i reklamowaniem zupek w proszku.

Czuję się dzisiaj jakby mój zakład był domem mym, gdyż wyjechałem na weekend do Artura eee Rojka z pracy i wróciłem od niego prosto do pracy, jebałem starym kapciem i żulem, dlatego dziś szału nie będzie, może oprócz jednej śmiesznej rzeczy, której tym razem ja byłem autorem.

Po prawie 9h ciężkiej pracy zostałem sam z panem Stasiem i on jak zwykle (kochany) do mnie zagadał:
- Marcin, widziałeś może taki film: "Bunt Stadionów"?
- Jaki film? "Bunt wstawionych"? Nie widziałem.
Po czym prychnąłem takim idiotycznym śmiechem, ze świńskim wciąganiem powietrza. Spojrzał na mnie jakby nie wierzył, że mogłem zrobić coś tak głupiego.

(takie tam, w pracy po OFFie)

Idę spać.



JEST BRĄZOWEEEE!!!!


PS 1. podczas pewnej rozmowy z Barbarą przy obiedzie usłyszeliśmy od niej, że ona uwielbia Niemców, oni się tak pięknie i kulturalnie umieją bawić, to taki czysty i piękny naród, wielokrotnie tam była (już wiem dlaczego na początku mówili mi, że ona by własną matkę sprzedała bez mrugnięcia okiem i w sumie sam zmieniam zdanie o niej, jednak bardziej przypomina niemiecki czołg niż violettę villas)


(Tygrys, skala 1:4)

Po czym Pan Stanisław się spytał (boże, oni jej naprawdę nienawidzą):
- I gdzie pani była, w Sachsenhausen?
Wiem, że nawet nie wiecie co to było, ciule, więc odsyłam do google.

PS 2. Szef-zjeb dzisiaj mi pogratulował dostania się na studia i powiedział, że jestem takim optymistą. WUT? Zacząłem podejrzewać, że oni tak naprawdę się nie nienawidzą, tylko dybają w ten sposób na odbyty młodych chłopców. Sprzedadzą mnie w Egipcie za 100 wielbłądów, albo jeszcze taniej, jeden wielbłąd to 1000 dolarów, już sprawdziłem ile jestem wart.

PS 3. Przypomniała mi się sytuacja z panem Stasiem, jak pewnego pięknego dnia kucharki strasznie plotkowały i krzyczały do siebie coś tam, a że faceci są w mniejszości to wynalazł swój sposób na wprowadzenie świętego spokoju. Wziął żywe mięso, tłuczek i powiedział z komicznym uśmiechem: 
- Teraz włączam zagłuszanie!
I potem nastąpiło srogie napierdalanie.

PS 4. Zapomniałem o lasce, proszę, oto laska na dziś:













wtorek, 30 lipca 2013

jestem w chłodni

Zwykle wstawałem pełen życia i chęci do pracy (nawet na kacu), ale, jak u każdego człowieka pracy, w końcu dopadła mnie depresja i ciche myśli samobójcze. Może to przez te upały. To w każdym razie i tak nie zmienia faktu, że jest zajebiście:

"Za halo to w mordę walą!"

Także moja depresja na pewno jest krótkotrwałą i wynika przede wszystkim ze zbyt dużej koncentracji alkoholu w moim organizmie.


Generalnie mam dużo nowinek, więc będę je dawkował, pierwsza z nich, w sumie najśmieszniejsza jest taka, że najbardziej się zakumplowałem z babą ze zmywaka, która cały czas rzuca kurwami, jakby nie było, to trochę w moim stylu, niestety obraziła się na mnie ostatnio po tym jak się okazało, że zarabiam więcej od niej (TYLE WYGRAĆ - PIERWSZE EFEKTY MOJEJ PSYCHOLOGICZNEJ STRATEGII PRACY). A'propos niej to jeszcze jest bardzo fajny cytat na dziś, ponieważ znalazła sobie nową pracę, w której będzie próbować niedługo i pytam się jej co tam będzie robić, a ona na to:

"nie wiem, ale nie powiem"

Seems legit. W ogóle też okazało się, że wszyscy NIENAWIDZĄ BARBARY, szczerze powiedziawszy mam wrażenie, po miesiącu pracy, że ona jednak jest jakaś niepełnosprawna umysłowo, cały czas chodzi z tym swoim villasowskim uśmieszkiem i coś gada do siebie oraz jak już bierze jedzenie to zawsze przy stole komunikuje wszystkim, jakby to kogoś obchodziło: "ZIMNE". Raz się nawet na mnie obraziła, bo nie chciałem jej dać noża, którym właśnie kroiłem ziemniaczki, a miałem go pierwszy! Obraziła się na tyle, że pierdolnęła swoim nożem o blat. Jestem jednak daleki od stwierdzenia moich towarzyszy pracy, jakoby: "taka to mogła własną matkę sprzedać bez zawahania".

Innym newsem jest wiadomość od babci, kiedy na kacu opiekowałem się piersiami (niestety kurzymi), zapytałem się jakie są relacje między dwoma szefami, ona się zatrzymała, spojrzała na mnie pełnym zdziwienia, koncentracji i powiedziała:



"Słoneczko, oni się NIENAWIDZĄ"

Czyli generalnie już w 100% wiem co i jak, teraz czas walczyć o podwyżkę, mam już pewien plan, opowiem o nim jak wypali. W ogóle, co dotyczy szefów, to ostatnio dostaliśmy srogi opierdol, ponieważ w jakimś daniu był włos i teraz wszyscy musimy na kuchni chodzić w kretyńskich czapkach, wyglądamy mniej więcej jak niedorozwinięte pały. A i oto co wyskoczyło, jak wpisałem "niedorozwinięta pała" w google grafika, i to w sumie by się zgadzało:


Żeby tego było mało to ostatnio też znalazł się w jedzeniu kawałek metalowej nitki ze zmywaka, mucha, sznurek od makaronu, ale nie kazali z tej okazji zakładać czapek zmywakowi, musze i makaronowi, w sumie to by było idiotyczne, ale wpisywało by się w logikę szefa-zjeba. Bo mamy dwóch szefów, jeden to szef-ok, drugi to szef-zjeb, chociaż jak się ostatnio dowiedziałem od laski, której nienawidzę (tej, która ma 21 lat i zostałem zaproponowany na chłopaka), że szef-ok jest FAŁSZYWY. Wyobrażacie to sobie? "On jest spoko, ale uważaj na niego, bo on jest FAŁSZYWY". Boże, naprawdę ta laska jest tak tępa, ale nie dziwię się, że przeżywa różne rzeczy i pieprzy kacapały, gdyż także zarabia mniej ode mnie. HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA 


(takie tam, w pracy)

W gruncie rzeczy jeszcze jest jedna podejrzana sprawa dotycząca szefa-ok, mianowicie często puszcza mi oczko...W ogóle jest jakiś dziwny, widzę jak obczaja od góry do dołu klientki, patrzy się jak na pieczeń, kurwa mać, a mi puszcza oczko, nie wiem czy to coś znaczy...(?) W sumie nie zauważyłem, żeby komu innemu puszczał, więc trochę się boję, ale ma złoty zegarek rolexa oraz jest dobrze zbudowanym panem w średnim wieku, może warto? Przynajmniej by mnie było stać na wakacje w Egipcie.

Dzisiaj w sumie był szalony dzień, puszczaliśmy z telefonów stare hity z naszej młodości, Kasię Sobczyk, Mietka Fogga i Kaliber 44 (to jest klasyka polskiej muzyki!! - powiedziałszef kuchni), przybiłem mu piątkę. Oprócz muzyki z komórek była także prezentacja 4 płyt DVD z pornosami, które nie wiem co robiły na kuchni, ale było zabawnie:

"Dorota by go całego schowała!"
(cytat dotyczy członka pana w pozycji stylu hiszpańskiego, a Dorota jest jak 3 golniki (nie mylić z golonką))

Duża część mojego dnia dotyczy jak zwykle Pana Stanisława, który jest chyba najporządniejszym i najmilszym człowiekiem jakiego poznałem, prosty robotnik, prosty człowiek, a tyle można się dowiedzieć, pracował w Kameralnej, w Victorii i, jak się okazało, ma francuskie obywatelstwo i prowadził knajpę w Paryżu w latach 90. W sumie to on nawet wygląda jak Charles de Gaulle:




Dał mi dzisiaj telefon do ręki i kazał poprosić Magdę do telefonu, ja: WTF? Ale zrobiłem to i okazało się, że to takie zabawowe nagranie, jak dresiarz się pyta: "TO TY ZBOKU?" i potem opieprza tego, kto prosi Magdę, taka wkręta, rozumiemy, tak? To w formie takiej rozmowy, że nagrana odpowiedź jest i przerwa, żeby ten wkręcany człowiek mógł coś powiedzieć. No, i po 10 sekundach skapnąłem się, że coś jest nie tak, ale najśmieszniejsze w tej historii jest to, że zapytałem się, czy w ogóle ktoś się na to może dłużej nabrać niż 10 sekund, po czym pan S. się zaśmiał i powiedział, że pani ze zmywaka się strasznie wykłócała z tym nagraniem (BOŻE, BOŻE, BOŻE, NAPRAWDĘ). Ale to było w sumie strasznie śmieszne na pewno, chciałbym to zobaczyć: "jaki zboku, kurwa, daj mi Magdę, kurwa, bo tu pan Staś prosi!!! KURWAA!!"

Lubię też swój zakład, bo w nim się zawsze znajdzie jakiś alkohol, a to imieniny, a to 3-lecie firmy, a to golonko w piwie. Na szczęście to ja przygotowuję rzeczy do wydania i to ja zalewam takie golonko piwem :) 

Na koniec tego zajebistego wpisu wrzucę Slayera, żeby nie było, że słucham tylko elektro, bo Slayer lepszy na imprezy niż Gil-Scott Heron





niedziela, 28 lipca 2013

"wódka się zapali

ale musi być rozgrzana patelnia i dostać OGNIA !!!"

Tym zajebistym cytatem sprzed paru dni zapowiadam reaktywację swojego kurewskiego bloga, będzie prawdziwy OGIEŃ. Przerwa byłą spora bo (chciałbym tu napisać coś naprawdę poważnego, ale tak naprawdę to) chlałem i inne poważne sprawy:



DUPECZKI



ZDRADZANIE IDEAŁU CZŁOWIEKA PRACY



TECHNO


Już niedługo wielki comeback niepowtarzalnego Woody'ego U.

piątek, 5 lipca 2013

dla ludzi w afryce to jest normalność

polski katolicyzm jest taki fasadowo obrzędowy i ludyczny, więc składam wam z tej okazji najlepsze rady:
pijcie alkohol w pracy! Ja już wiem dlaczego polski lud pracujący lubi sobie strzelić setę! TO PO PROSTU ZWIĘKSZA WYDAJNOŚĆ PRACY

Proszę, mam mnóstwo anegdotek od paru dni, ale nic nie napiszę, bo dziś były imieniny Pani Eli, a ja nie odmawiam ani pacierza, ani wódki (tutaj śmiech na sali był). Kochane kuchareczki potroszczyły się o mnie i parę kielonów się wychyliło, kochane kobietki od razu czerwone, od razu życiowe rozmowy, od razu zrobiło się weselej. Mi się oczywiście włączyła faza: "Jak to nie ma alkoholu, już się skończył??" Niestety, nawet w pracy tak mam, ale postanowienie przedsięwzięte: codziennie do pracy robię sobie herbatkę z wkładką, będzie przynajmniej przyjemniej. Babcia też mnie poczęstowała papieroskiem, atmosfera od razu zrobiła się lepsza. Nic już więcej nie napiszę, bo chyba idę pić dalej, chociaż nie wiem gdzie mam pić i z kim, ale chyba muszę, jeszcze tylko kawał zasłyszany dzisiaj na sali i dupeczka (będzie zabójcza), pozdrawiam!

Jedzie facet na Katowicką, bierze dziwczkę i w lasku sobie ten teges, kobietka:
- Ja, gutt, JAAAA GUUUUUTT !!!!!!
- A SKĄD JA CI KURWA JAGÓD WEZMĘ, KURWO?




PS. Twoja Barbara na przedwczoraj (bardzo na poważnie):

"Piekło to jest grób."

PS 2.




poniedziałek, 1 lipca 2013

Twoja Barbara na dzisiaj:

"Ja w kamiennej górze byłam chrzczona, dlatego taka góra jestem..."

Oto nowy dział, na pomysł którego wpadłem dzisiej w pracy. Ciężko było wrócić po tygodniu chlania wódy.


Powinienem też zrobić kolejną rubrykę, jeszcze bardziej szydzącą z młodych zdolnych inteligentów. Dotyczyła by ona kochanej babci ze szlugiem, która zagięłaby niejednego humanizdę, oto cytat z dzisiaj (oczywiście, jak zwykle z poważnej rozmowy):

"Miałeś chamie złoty róg, ostał ci się jeno sznur"

I żeby nie było, wiedziała skąd jest ten cytat.

Pozdrawiam zainteresowanych znad sztuki i liturgii.

piątek, 21 czerwca 2013

czwartek, 20 czerwca 2013

Rosja mi się marzy

Jak zarobię już gruby hajs to muszę jechać do Rosji, często o tym myślę, żaden burak w Polsce nie mówi już w tym języku, jeszcze kilkanaście lat i będzie pewnie gigantyczne zapotrzebowanie, dlatego ruskiego się uczę nadal i może jak skończę 1000 fakultetów i będzie już mnie stać to wyjadę sobie pracować jako zajebisty zachodni specjalista/inżynier/ktokolwiek. Ale najpierw bym się przejechał i tak pooglądał, mają tam piękny modernizm, piękny socreal i język który płynie, czego chcieć więcej, w dodatku chlają dużo i kulturalnie, nie to co my, JAK ŚWINIAKI, BEZ UMIARU I ZAGRYZKI. Taka wycieczka krajoznawcza!



Dzisiaj w pracy jak zwykle niesamowite rzeczy, zdarzyła się nawet rozmowa o eutanazji, wszyscy są za, no proszę. Zjadłem dzisiaj burrito, musiałem się pochwalić, bo naprawdę było dobre, no i powiedziano mi, że "nie chcemy Ci słodzić, ale jesteś dobry i dobrze nam się z Tobą pracuje". No kurwa, kto jest masterem? I tyle, na koniec pozdrawiam muzycznie:



środa, 19 czerwca 2013

moja kariera

Zaczęła się sześć dni temu a już dzisiaj mogę powiedzieć, że zająłem idealną pozycję wyjściową do rozwijania swoich macek karierowicza. Niektórzy mi już zaufali do tego stopnia, że mówią mi kogo nie lubią i czemu (dwa przypadki takie). To oznacza tylko to, że niedługo będę tymi ludźmi kierował, bo co to innego może oznaczać dla kogoś takiego jak ja? Zawierzyli mi swoje zaufanie, więc będę z niego skrzętnie korzystał. W ogóle nasz zakład pracy jest jak jedna wielka komuna, łatwo wkupić się w łaski, gdy wszyscy są równi, bo jak nazwać to, że nawet szef je z nami przy wspólnym stole? Komuna !




Mam też takie refleksje, że dojrzałość i dorosłość to wcale nie jest uspokojenie swoich emocji, hormonów i myślenie przyszłościowo, na trzeźwo, ustatkowanie się, tylko to jest po prostu zmęczenie. Ja już jestem trzeci dzień tak zmęczony, że nawet nie chce mi się pisać tu nic (więc wpis będzie bardzo krótki) i czuję się dojrzalej, bo mi się po prostu nic nie chce, dokuję właśnie w swoim łóżku i słucham w najlepsze.




Dzisiaj też przebierałem się z Barbarą, ale tak bardzo mi się nie chce o tym pisać, chyba jednak mnie nie kocha, nawet jej głos przestał być już tak zmanieryzowanie czuły. Chciałem też opowiedzieć pokrótce o kobiecie, która zmywa: ona na wszystkich kurwi, non stop drze mordę, jako jedyna, że co my sobie kurwa myślimy, przypalony garnek, że po nogach leci, że kurwa kurwa, "idź stąd bo Cię zajebię". Chociaż nie wiem czy to żarty, czy nie, chyba jednak większość nie, ale ona drze ryja i łazi po kuchni i mniej więcej 50% czasu poświęca na "pilnowanie garów". Otóż pilnowanie garów to jest tak naprawdę w jej słowniku "WPIERDALANIE ILE SIĘ DA". Trzeba przyznać, że sobie nie żałuje, ale cóż...ona już kariery nie zrobi w tym zakładzie, to widać. Dzisiaj mi przy wyjściu zadała takie trudne pytanie, czy ja na kucharza się uczę, a ja odpowiedziałem, że ja tu raczej okresowo i raczej nie(powiedziałem 'raczej' ponieważ otwarta deklaracja z góy skreśliłaby moje możliwości awansu, gdyby się to tylko rozniosło, trzeba mieć trochę oleju w głowie, nie tylko na patelni HEHEŁE). I na koniec poczęstowała mnie świetną uwagą: "Reflektuj na to, to Ci się wszystko w życiu przyda". Potwierdzam, dlatego pracuję w naszym kochanym zakładzie a nie nigdzie indziej, nie w jakimś MGZN XD

Niedługo opiszę zalety pracowania w swoim zakładzie szerzej, wpadłem też pomysł na pomysł klasyfikacji rodzajów cebuli, ale to też kiedyś, teraz zamrażam na jakiś czas swojego bloga, może będę wstawiał tylko jakieś laski, żeby było ładnie i regularnie, Deutschland i trochę nauki, żeby mózg nie ostygł.





wtorek, 18 czerwca 2013

cały dzień płakałem

Jest takie warzywo, na którego widok będę rzygał do końca życia, cebula. Dzisiaj od 8 do 13 obieranie, siekanie i krojenie, ręka śmierdzi, jakbym był kanalarzem i łaził po ściekach, na pocieszenie wstawię sobie i mojej drogiej publiczności zdjęcie innego smrodu, za którym bardzo tęsknię w mojej robocie, jak to robol:




Niestety, ale nie mam już zupełnie sił na pisanie, więc w dużym skrócie powiem, że dzisiaj udało mi się przyjść na ósmą i szczęśliwym trafem stało się tak, że razem z Barbarą się rozbieraliśmy i ubieraliśmy (przebieraliśmy) w szatni. Na szczęście pani Basia zachowała chłodny umysł i nie zwariowała dla mnie, po prostu zarządziła, że każde z nas się przebiera tyłem do siebie, chociaż kusiło mnie, żeby sprawdzić, czy czasem jej oko nie lata. A może dobrze, że się nie odwróciłem, bo jeszcze bym już nigdy nie wrócił do
domu:




W ogóle z Barbarą dzisiaj było śmiesznie, ona trochę zmywa, tzn to jest kurwa jej stanowisko, jest zmywarką i przyszli jacyś polscy hydraulicy do niej, komentarz do sytuacji ze steony szefa kuchni: "Baśce się rura zapchała, dobrze, że panowie mają długiego węża". Myślę, że ten żart miał więcej niż drugie dno. Przyszła też do mnie jak obierałem, tfu, tfu, cebulę i zaskoczyła mnie swoją rozrywkową duszą. Podbiegła po chwili do radia, podgłośniła je i zaczęła krzyczeć, że uwielbia tę piosenkę, a zwłaszcza "Ci chłopcy w teledysku..." Teraz spróbujmy wczuć się w Barbarę wszyscy:




Było też super na koniec, bo kazali mi zostać trochę dłużej i mopować podłogę, robiłem to z przyjemnością, jak każdą pracę fizyczną, ale nawet podczas tak głupiej pracy pod koniec dnia potrafi się przydarzyć jakaś semantyczna perełka, oczywiście made by Barbara: 

- O matko, dzieciaku, tak nagonili Cię do mycia?
- Niestety
- No nie wiem czy niestety. 

Umiem już obsługiwać piece, wynosić śmieci, obierać, tfu, tfu, cebule, smażyć kotlety i mopować podłogę, a Ty studenciaku, miałeś dziś egzamin z czegoś, co Ci się przyda w życiu? Ja codziennie mam tysiąc takich egzaminów, z dnia na dzień staję się dojrzalszym męszczyzną. Poznaję złożoności polskiego systemu pracy, polskiego socjala, i coraz bardziej mam wrażenie, że: czy się stoi, czy się leży...dwa tysiące się należy! Nikt nie patrzy na jakość mojej pracy, tylko patrzą na to, czy ją wykonuję w miarę sprawnie, w dupie miałem mycie podłogi, machałem tym kijem i śpiewałem sobie w głowie muzykę od Barbary, gdybym się wczuwał to pewnie nie miał bym teraz siły na taki intelektualny wysiłek jak ciśnięcie wpisów "tutej". Do tego mnie chwalą: "Odwaliłeś kawał roboty dziś!" Droga młodzieży, wydaję właśnie do was oficjalny komunikat: już wtopiłem się w tło i drążę w kierunku mindcontrol nad swoim współtowarzyszami robót kuchennych. Już czwartego dnia pracy zaczęto mnie wychwalać, moja kariera rozwija się w tak zawrotnym tempie, że, pomimo iż nie dostałem jeszcze pierwszej tygodniówki, mam chytry plan aby już pod koniec lipca załatwić sobie podwyżkę u szefa, i to mi się na pewno uda. Oczywiście, wtedy będę raczył obwieścić tę cudowną informację. Co poniektórych (po niektórych? coponiektórych?) zaproszę nawet na jakieś chlańsko. 
Pozdrawiam frajerzy. Na koniec świetna muzyka, tym razem ode mnie:




PS. Czekam na moment, w którym hipsterzy będą już nagminnie rzucać studia tylko po to, żeby pracować fizycznie, jak nasi dziadowie, jak ja (protoplastyzm). Moment oświecenia tłumoków nadchodzi, wszyscy będą niedługo tachać cegły i jebać cebulą.