sobota, 7 września 2013

chciałabym te kopytki

Witam,

Zacznę od tego, że jednak nie skończyłem w ostatnim poście swojej mowy nienawiści, przypomniałem sobie, że jeszcze jest jedna zjebuska, o której muszę napisać. Na imię ma Kasia. Kasia pracuje sobie na stanowisku obok mnie i robi sobie sałatki, surówki i inne pedalskie gówna, którymi mogą się zajmować tylko kobiety. Kasia "Malwinka będzie miała rodzeństwo!!!!" jest w ciąży: "Malwinka będzie miała rodzeństwo!!!!", wpadła z drugim dzieckiem i musiała się pochwalić wszystkim. Ta akurat jest równie głupia jak Aga, ale przynajmniej ma męża i nie lata nieszczęśliwa po całej kuchni, więc nie mam problemu z jej dzieckiem, chociaż przyznam się szczerze, że absolutnie mnie obrzydza widok jej powiększającego się brzucha. Kobieta w ciąży kojarzy mi się z małpą, w sensie pierwotne instynkty, chronić, dbać, pielęgnować, urodzić, chronić, wycierać gluty. To jest odrażające właściwie, ale nie przeczę, że to pierwotny, naturalny cel życia każdej kobiety (dlatego kobiety nie nadają się praktycznie do niczego). No dobrze, to nieistotne, wracam do Kasi. Kasia jest strasznie tępą dzidą, ponieważ nie ma pojęcia co to żart, a każdy wie, że:

- Dobry żart aresztu wart.

U niej to wygląda tak, że jak ktoś się z niej trochę naśmiewa to zaczyna krzyczeć, że "Co Ty sobie myślisz, nie jestem konfidentem, Ty nie rozumiesz, jesteś głupi, nie możesz tak mówić, bo sam się opierdalasz!!!" Naprawdę, ta kobieta ma zero poczucia humoru, w dodatku jest 83' a wygląda jakby miała ze 40 lat, dodatkowo ubiera się w panterkowe leginnsy oraz bluzy z futerkiem, przecież to bez sensu, musiałaby sobie worek na twarz założyć, żeby coś zmienić, i wyjąć kija z dupy. Ostatnio mopowała sobie podłogę wokół naszych stanowisk, a ja stałem z kubeczkiem i się przyglądałem, bo cóż mi pozostało? I nagle słyszę tępy śmieszek oraz:

- Pamiętaj, Marcin, tak jak ze wszystkim, systematyczność jest najważniejsza.

Panie Boże, proszę Cię, żebym nigdy nie musiał pogodzić się ze swoim marnym losem do tego stopnia, że będę cenić regularne mopowanie podłóg i temu podobne rzeczy. Kasia też potrafi otwarcie i szczerze udowodnić, że jest debilem, proszę bardzo oto przykład. Znowu przyjechali do nas, żeby przepchać trochę dziur, tym razem nie Barbarze, ale Adze, przepychają, przepychają, po czym słychać takie:

-Dawaj, na dwa baty jedziemy! (w sensie, że panowie włożą do dziury przypchaczkę i szlaufa)


w gruncie rzeczy
 co za debil wymyślił takiego hydraulika z polski

To były dwa stare, obleśne dziady i jedyny element, w którym przypominają kanon hydraulicznego piękna to niebieski kombinezon. No i po tym tekście zacząłem się w sumie śmiać, bo to chyba jedyne dwa baty o jakich Ci panowie mogą pomarzyć, przecież to jest zabawne. Powiedzieli to głośno na całą kuchnię i akurat szedłem w stronę swojego stanowiska i tam, na wprost mnie znajdowała się Kasia, która powiedziała:

-Patrz, nawet Marcin się śmieje z tego, że płaczę (bo kroiła pora)

Z KROJENIA, DEBILKO, NAPRAWDĘ??? W ogóle to w związku z tą ciążą ostatnio była dyskusja jak nadać na imię temu biedakowi, który się pojawi w tej przyjebanej rodzinie.

- Marika? Marika mi się bardzo podoba, też Kamil, czy Sebastian, to są ładne imiona, a może Brajan? A może Ariel??


CO KURWA?!


Po czym Adam (o którym chyba jeszcze w ogóle nie pisałem, a to taki naprawdę w porządku gość, którego nikt tam nie lubi oprócz mnie i miałem być na jego miejsce, ale w końcu pracowaliśmy we dwójkę) rozpoczął wspaniałą szybką dyskusję podsumowującą:

A: Omo, może Omo?
Ja: W sumie Persil też ładnie
Kasia: Ale Ariel mi się naprawdę podoba
A: A ja znam takie jedno ładne imię dla dziecka, nowoczesne, Tradycja

Przypomniała mi się też jedna sytuacja z Agnieszką, mianowicie prawie ujebałem sobie palec nożem, w sumie dosyć poważnie, krew już zaczęła lecieć, ja syknąłem, ona stała koło mnie i już po fakcie do mnie: "Uważaj!". Czujecie to? "Uważaj, już sobie prawie ujebałeś palec, ale nadal UWAŻAJ!" Ostatnio też wychodzę z blachą na wydawkę i ruchomymi drzwiami przyjebałem Monice (tej od której wzroku mi się ręce pocą, cały w sumie się pocę) i ona do mnie:

- Chciałeś mocniej...drzwiami?!
- Nieee...Nie tym razem !

Dopiero po minucie sobie uświadomiłem jakie to było chamskie, hahaha, ale co ja poradzę, taka moja natura, zresztą, dobrze tak kurwie. W ogóle zauważyłem, że Monia ma ślunski akcent, czemu ja tego nie zauważyłem przez 2 i pół miesiąca?? JAAA!!!! Jak wiadomo też w korpo często przychodzą zagraniczni pracownicy coś zjeść i pracować też czasem pracują. Wiec przychodzą sobie pojeść i ostatnio był indyk, Monia się mnie zapytała szybko jak jest indyk, a ja: TUR KEJ

-What is that?
-TUR KEJ
-...? Oh, TERKI, that's a rare dish!

Moja równolatka i kandydatka na żonę też jest śmieszna strasznie, od razu bedzie to odpowiedź na postawione 3 posty temu pytanie, czy Justyna (21 l.) jest pojebaną zjebuską:

-Poproszę BOLONEZA 

To trochę rażące, bo powinna powiedzieć przynajmniej BOLONJEZA...


SPAGETI POLONJEZE


Więc, Lusia, wysyłam Ci lekcję italskiej wymowy, pozdrawiam:


i teraz wszyscy powtarzamy: BOLONJEZEEE

i jeszcze Justynkowa rozmowa rozmowa z klientem:

Przepraszam, co to za kotlet?
- Mielony, taki...nasz

Ja wiem, ze chodziło o firmowy kotlet, ale ona to powiedziała w taki sposób jakby ten kotlet był członkiem Naszej [;))));***] rodziny.


takie tam, przy wigilijnym stole, 
z naszym kotletem :))))


Jak wiadomo wczoraj skończyłem pracę i naszła mnie taka nowa refleksja, podsumowująca, że pieniądze należą mi się już choćby za to, że istnieję, a co dopiero mówić o tym, że przez 2,5 miesiąca musiałem znosić tych debili. Odkryłem też, że prawdziwi ludzie pracy to naprawdę przyjemni współpracownicy, Staś, Mira, Basia, Ela, pokurwić lubią i rozśmieszyć potrafią, a te nowbogackie dorobkiewicze, co myślą, że w gastronomii im wszystko wolno i będą bogaci nie wiadomo jak (i kiedy w sumie też...lol) psują atmosferę zakładu pracy, nie czują idei, co oni sobie kurwa myślą?


daj kamienia !!

KAWAŁ SZEFA KUCHNI NA ROZLUŹNIENIE:

Dwie półki w piekarni, na jednej kajzerka, na drugiej pączek, kajzerka się trochę podkochuje w pączusiu i do niego tak pociesznie:
- Pączusiu, wymyśliłam dla Ciebie wierszyk!
- A jaki?
- Pączek, pączek, nie masz rączek!
- Kajzerko, ja też wymyśliłem dla Ciebie wierszyk
- Jaki??
- Kajzerka, kajzerka, ty stara kurwo

i dupeczka czas najwyższy, tym razem wow




Zajmę się chyba też Barbarą, bo dawno jej nie było na stronach mych. Czy nienawidzimy jej bo jest ruda? Pewnie tak, chociaż ja osobiście dopiero ostatnio zauważyłem, że jest ruda, ale podobno nienawiść do rudych nie wynika z ich koloru włosów, a zachowania, któe jest przez ów kolor włosów motywowane, tak. Chyba już mówiłem, że Barbara jak je to non stop coś gada, że źle, ze niedobre, ostatnio sam byłem tego świadkiem jej monologu przy stole, przy którym siedziałem, w ogóle się nie krępowała, wypluła jedzenie na talerz (może o to chodziło z tymi płodami, że tylko płody lubi wpierdalać i nie zwraca ich, niestety, nie pieczemy pieczeni z płoda w naszym lokalu). Ma też taką manierę, ze przynosi sobie całe dwa talerze jedzenia, a tam nasrane wszystkiego po trochu, drugi talerz to tak zwany, legendarny już, KOPIEC SURÓWEK. Żeby tego było mało sytuacja zazwyczaj wygląda tak:

- Mmmm, jakie to twarde, gorzkie, tego się nie da jeść, ojezu, jakie niedobre...Mira, bierzemy golonkę na pół?

W ogóle Barbara jest taką jakąś dziwną osobą, ona albo jest chora psychicznie, albo coś ma z głową, lubi niemców: "ACH, JAK ONI SIĘ KULTURALNIE UMIĄ BAWIĆ". Dodatkowo potrafi być bardzo wredna i niemiła, na mnie się obraziła dlatego, że nie odniosłem jej szufelki, którą pożyczyłem dla Kasi, bo ta akurat nie mogła po nią iść: "MNIE NIE INTERESUJE KTO JĄ POŻYCZAŁ, TYLKO KTO PO NIĄ PRZYSZEDŁ, NIE ODNIOSŁEŚ JEJ", po czym jeb jeb jeb talerzem o blat. Wybuchowy temperament, gdyby była młodsza to może może...Było z naszymi zakładowymi relacjami zakład-Barbara tak źle, że szef kuchni poleciał na skargę do szefa-zjeba a ja słyszałem jak z dużego zmywaka Basia krzyczy:

- Tutaj pojeby rządzą !! Tutaj wszyscy rządzą, każdy pracuje, a wszyscy rządzą!!!

Ona jest trochę jak fuhrer, jak podniesie głos i zacznie dyskutować to there is no dick in the village, nie ma mocnych. Z drugiej strony jest głupia, myśli, że mielony to ryba, nie wie jak wygląda sałata lodowa i chodzi i coś pierdoli non stop. Rozmowa ze Stasiem:

S: Widziałem wczoraj, jakiegoś łebka prowadziła do radiowozu, rzucał się i coś krzyczał
B: Ale dlaczego go prowadzili?
S: A skąd ja mam to wiedzieć?
B: No chyba widział pan jak go prowadzili?
S: Zadaje mi pani pytania jak moja żona, prowadzili go to prowadzili, skąd ja mam to wiedzieć, czemu?

Z całego serca lubię pana Stacha i żałuję tylko, że nie powiedział: PROWADZILI GO TO PROWADZILI, NA CHUJ DRĄŻYĆ TEMAT.

Dalej jak był szczyt zimnej wojny z Basią to szef kuchni tak się o niej wypowiadał:

- Nikt jej nie lubi, ona jest jak w horrorach, te dzieci z niepełnosprawnych związków, pokurcze z odchyłem (przy czym bardzo plastycznie pokazywał co to znaczy 'pokurcze z odchyłem', chodził wykrzywiony, machał rękami i onomatopeizował: "E EEEE eeee, AAAAAaaaa") Karmione ludzkim mięsem, i nawet nie wiadomo do końca co to za płeć tego pokurcza (eeeEEE, AAAaaaaUUU)

I KOLEJNY DOWCIP NA ROZWOLNIENIE:

Amerykańscy naukowcy po wieloletnich badaniach odkryli, że wąż, który kusił Ewę, był jednym końcem przytwierdzony do Adama.


marihuanene trochę


Już kończąc tego posta powiem jeszcze, że mam nadzieję, że gazeta wyborcza zainteresuje się moim blogiem i wyda go w formie książkowej. W końcu ona wydaje takie pojebane rzeczy swoim sumptem. Np wydrukowali bloga jakiegoś gościa, który dowiedział się, że został ojcem i opisywał te fantastyczne przeżycia na swoim blogu. Mam nadzieję, że jakiś debil napisze tu do mnie i zaproponuje przedrukowanie tej genialnej literatury i sprzedawanie jej, w końcu co jest gorszego w blogu o pierwszej pracy od bloga o pierwszym dziecku? GÓWNOOOOOOOO

Dziękuję, do widzenia, 
WÓDY









wtorek, 3 września 2013

smażę się, czyli "przepraszam, czy to warszawa widzew?"

Myślę, że się stęskniliście, więc przesyłam wam moje serdeczne

http://www.youtube.com/watch?v=GCwyipaMPH8

Od razu wyjaśniam tytułowy cycat, otóż wracałem sobie ostatnio z Torunia pociągiem (bo mnie kuhwa stać), siedzę sobie kulturalnie w przedziale i jakaś kobieta z psem w klatce zadała to pytanie na cały przedział. Śmiem powiedzieć, że był to Sochaczew, a pani musiała wiedzieć, czy zaraz zachodnia, bo miała wysiąść na zachodniej, i czy to już widzew??? Co za ludzie chodzą na tym świecie. Z drugiej strony myślę, że to było dla Warszawy obraźliwe sformułowanie (a co dopiero dla Sochaczewa) dlatego przypominam co to jest widzew:




Chciałbym wam dziś opowiedzieć o pewnej dziewczynie, która ma z 30-35 lat, nazywa się Agnieszka i pracuje u nas na dużym zmywaku. Agnieszka jest roztrzepaną blondynką w okularach, która dała sobie zrobić dziecko jakiemuś dresiarzowi, dziecko ma na imię Mareczek, Agnieszka bardzo się troszczy o Mareczka i dużo pracuje. Ale jak można być tak tępą dzidą? Biega jak szalona po tej całej kuchni, podchodzi do pani Eli, do Dorci, do Miry i napieprza non stop o jakichś mieszkaniach socjalnych, zaświadczeniach lekarskich, zwolnieniach i innych rzeczach, np: "CZY KTOŚ ZAAKCEPTUJE MARECZKA, CZY ZNAJDZIE SIĘ TAKI?" Jezu, jezuuuuuu. 
Non stop robi skwaszoną minę i tylko słyszę co chwila jak jej mówią: "Wszystko bedzie dobrze, Aga". Rozumiem, Wszyscy ją kochają i się o nią troszczą, a ja uważam, że ona jest po prostu niesamowicie (chciałbym przeklnąć...) głupia i że kurwa sama sobie zgotowała taki los. Śmieje się jak radowy debil takim wyjącym głośnym głosem, z jakichś absolutnie nieśmiesznych rzeczy. Przykład:
Jakaś rozmowa o pogodzie, na trzy głosy, jeden po drugim:
- wczoraj miało padać
- dzisiaj ma padać
-jutro ma podobno padać


(zrób mi dziecko, jestem zjebana)


Wzdrygam się jak tylko mówi: "Marcin": "Marcin, nie rzucaj tu tego"; "Marcin, tu z lewej"; "Marcin, połóż". Bardzo mi się to nie podoba, jeszcze czasem na mnie patrzy takim wzrokiem jakby (są dwa warianty, jako że jestem facetem to nie ogarniam za bardzo): tęskniła za rozumem/chciała zrobić sobie ze mną dziecko. 

Kontynuując wątek masy roboczej i jej socjologicznej charakterystyki to muszę się przyznać, że dokonałem niebywałego odkrycia, które potwierdza, że Korwin Krul ma czasem rację. Otóż kiedyś w jakimś wywiadzie powiedział, że kobiety chcą być molestowane w pracy, oczywiście wtedy złapałem się za głowę i zaśmiałem, ale teraz nie jest mi do śmiechu. Kobiety pracy chcą być macane, bez znaczenia czy mają 21 czy 45 lat (babci nie macają, bo jednak babcia to już zakład geriatryczny, swoją drogą, tej suki też nienawidzę, ale o tym później). Oba szefy chodzi czasem po kuchni i zaczepiają dziewczyny np. łapiąc mnie za krocze (boże, przepraszam, napisałem to za pierwszym razem i tak się uśmiałem, że to zostawiłem :D). Więc jeszcze raz: chodzą po kuchni i zaczepiają dziewczyny np. szczypiąc je za pośladki lub wkładając rękę w ich krocze od tyłu, brzmi to strasznie, biorąc pod uwagę fakt, że mi szef-zjeb tylko potrafi przygrzmocić w plery i powiedzieć: "CO TAM, MŁODY?", a szef-ok tylko się do mnie uśmiecha. I reagujemy identycznie na te zaczepki, ja i kobiety: 
- podskakujemy
- uśmiechamy się
- śmiejemy się głośno, tubalnie
- "Och szefciu!"
- (w ostateczności i tylko w przypadku Pani Eli) - biegniemy za szefem i krzyczymy "Och szefciu!"

Przerwę swoje wywody, żeby też szybko napisać, że ostatnio słuchamy tylko Radia PLUS, mam już dosyć Dalibomby, Dragostea Din Tei, ala nie wali mu pały oraz maciejpoczułtampon, ale ten kawałek sobie przypomniałem i kojarzy mi się jakoś z wakacjami, jest arcyzjebany, ale te pulsujące dźwięki jakoś sprawiają, że robi mi się lepiej na sercu i staję się wydajniejszym robotnikiem [tzn podskakuję i zaczynam udawać, że jestem na audioriver (tj wiejskim weselu)], poza tym moment od 1:46 wydaje mi się zapowiedzią pięknych wokaliz Austry w Lose It. 



Jezu, jaka w latach 90 byłą zjebana muzyka popowa, naprawdę mam zniszczony mózg przez to, a znacie Eiffel 65 - Blue? Już nie będę tego wstawiał, bo to wstyd, ale całe lata 90 są jakieś takie z dupy, wydaje mi się, że oni wtedy robiąc to myśleli, że robią pozytywny, innowacyjny pop przyszłości, a wyszło im bardziej:


(przynajmniej tak się czuję jak słucham tej muzyki, 
tego radia)

Co dalej, co dalej, dalej na odstrzał pójdzie babcia, po prostu szmaty nienawidzę, bo się opierdala, non stop wychodzi jarać, mówi o mnie non stop "niuniuś". i wszystko byłoby spoko, gdyby nie to, że nie dość, ze się opierdala to jeszcze jak zostaje ze mną do 16 to zawsze przychodzi do mnie o 15:15 i mówi:

- niuniuś, ja już wszystko ogarnęłam, poradzisz sobie sam, prawda?

A przecież jestem człowiekiem kulturalnym i zawsze odpowiadam "tak, oczywiście", a haruję jak wół, podczas gdy ona jara szlugi. W ogóle to jest trochę tak, że to ja miałem wszystkich dymać i wychodzić na tym najlepiej a okazuje się, ze oni myślą, że mnie strasznie dymają, a tak naprawdę to ja ich dymam. Nawet już sobie przygotowałem pamiątkowe zdjęcie z szefami, żeby podkreślić swoją pozycję:


(nie zorientowali się jeszcze, że ich dymam)

Nienawidzę jeszcze Moniki, która pracuje na kasie. Do pracy przychodzi zawsze odjebana, jakby pracowała nie na kasie jak pani Grażynka w Samie, tylko przynajmniej jakby pracowała w dziekanacie żałosnego wydziału na słabej uczelni (UW). 

(nie ukrywajmy, że jej posada to nic więcej
niż pusta lada)

Istnieje też drugi wariant: może liczy na to, że któryś z tych korpo-śmieciów zainteresuje się jej pięknymi nogami w obcasach oraz nagimi ramionami odsłoniętymi dzięki kusej koszulce i przy podawaniu jej swojej złotej karty kredytowej, czekając na ważny telefon, sprawdzając przy okazji godzinę na swoim złotym rolexie (ach, złote rolexy...) oraz mając pusto w żołądku spojrzy na jej uradowaną twarz i od razu zachce ją za żonę. Przecież to nie Krzyżacy, a korpo-śmieć nie może być zbyszkiem z bogdańca, on se co najwyżej może pomyśleć:

- co ta debilka się tak uśmiecha, napluła mi do jedzenia?

Moniko, nie tędy droga, nie idź tą drogą. I swoją drogą jak smażę to stawaj przy patelni udając, że z nudów obserwujesz całą kuchnię, bo i tak wiem, że patrzysz się na mnie, a mi się od tego ręce pocą.




I czas przejść do meritum, czyli sytuacji ze zjebem, bardzo przepraszam, że dzisiejszy odcinek taki hejtujący, ale jakóś tak wyszło, czas odreagować całe zło, które mnie spotkało w tej pracy, zresztą następny odcinek znów na dniach, a może jeszcze dziś w nocy. Zobaczymy.

Umówiłem się z szefem-zjebem na rozliczanie godzinowe, przy wypłatach co tydzień, kwota była zdecydowanie satysfakcjonująca mnie. Po czym, po pewnym czasie zaproponował mi zjeb, żeby mi płacił raz na dwa tygodnie, bo to jest wygodniejsze dla firmy, a ja, jak wszyscy wiemy, jestem kulturalnym człowiekiem, więc się zgodziłem. Myślę, że nadal bym pracował jak baran do końca września, gdyby nie moja intuicja, która kazała mi pójść po podwyżkę (oraz z prośbą o powrót do rozliczenia cotygodniowego, ponieważ powoli mi się zaczynały mieszać te tygodnie i godziny...). Szef zapisał moje propozycje na twardym dysku, po czym po paru dniach poinformował mnie, że nie ma szans, SZKODA, bo myślałem, że doceni to, że zapierdalam jak wół, pracuję na czarno - nie mogę wziąć urlopu, a inni mogą i wykonuję kawał roboty za innych urlopowiczach też. Wpadłem na kolejny świetny pomysł...żeby mi zapłacił za wcześniejsze tygodnie do dnia ówczesnego i od tamtego ówczesnego dnia znów żeby się rozliczał ze mną co dwa tygodnie (wtedy miałbym całą kasę zaległą już w kieszeni a co dwa tygodnie dostawałbym bieżące pieniążki, bystre, nie?) i pokazałem mu, że wypłaciłby mi za parę tygodni lipca i za tydzień od 29 lipca do 2 sierpnia, po czym hola hola hola:

- to się nie liczy jako tydzień, płacę Ci dwa razy na miesiąc za miesiąc

No i kopara mi opadła. Rozmawiałem z nim z 20 minut o tym, że umawialiśmy się inaczej, na rozliczenie tygodniowo-godzinowe, na co on, że nie pamięta, albo ja źle zrozumiałem (Jak to kurwa nie pamięta, źle zrozumiałem, skoro sam mnie prosił o zmienienie wypłat z systemu tygodniowego na dwutygodniowy?), że on nie może mi zapłacić kasy za ten tydzień, bo wtedy będę zarabiał więcej niż najkrócej pracująca kucharka w zakładzie, że to by było nie fair dla tych ludzi, mimo, że by o tym nie wiedzieli (hahahahah, to dopiero dobre), że to nie jest dla niego wygodniejsze, że pracuję na czarno (tu już nawet nie chciało mi się śmiać). Trochę mi zabrało mowę, bo kończył się sierpień a ja byłem oszukany na kilkaset złotych, postanowiłem wprawić w ruch swoje szare komórki i negocjować. Powiedziałem, że nie interesuje mnie to co ludzie sobie pomyślą o tym jeśli nawet się tego nie dowiedzą, interesuje mnie odpowiedzialność za słowną umowę, której nie można zapomnieć oraz, że to po prostu jest nie fair dla mnie i zupełnie zmienia postać rzeczy (tutaj chyba się trochę przestraszył). Na początku powiedział, że nie ma mowy o wypłaceniu mi tych pieniędzy, po czym, po tych 20 minutach skończyło się na tym, że zapłaci mi za 3 dni lipca, a za sierpień tak, jak on myślał. Lepsze to niż nic, pomyślałem. Po powrocie do domu wpadłem na kolejny genialny pomysł, poproszę go o całą kasę z góry za sierpień, i ulotnię się bez słowa po środzie, zostawiając te dwa dni, za które mi nie zapłacił, żeby się jebał pies. Wszystko by było pięknie, tylko zabezpieczył się tym, że zapłacił mi cały sierpień...bez 100 złotych, szczwany lis. I zostałem, moi towarzysze poradzili mi potem, żebym pogadał z szefem-ok. I...uwaga...poszedłem do niego, powiedziałem jaka jest sytuacja, a on się zapytał tylko:

- ile Ci zapłacić?

CZYŻ TO NIE JEST WSPANIAŁY CZŁOWIEK???? NAWET DO TEJ TURCJI BYM POJECHAŁ Z NIM! Skoro jednak wyszedłem na zero, ale chciano mnie wydymać, to stwierdziłem, ze teraz mój ruch, poszedłem do zjeba i powiedziałem mu, że kończę pracę 6 września, a nie 30 (oficjalna, pierwsza wersja). I PIES CIĘ JEBAŁ, ZASRANY EKONOMIE, MASZ TERAZ TYDZIEŃ NA ZNALEZIENIE PRACOWNIKA I NAUCZENIE GO WSZYSTKIEGO, CO JA UMIEM, A JAK GO NIE ZNAJDZIESZ TO ŻYCZĘ POWODZENIA WASZEJ FIRMIE WE WRZEŚNIU. Toć to nie wakacje, więc ruch, rzekłbym, iście kurewski. ..I pieprz się babciu, nie zwolnisz się już 40 minut wcześniej, i Ty, Dorotko, sobie nie posiedzisz, tylko ruszysz te spasione 4 litery, może schudniesz. Chcieliście wydymać Freda to teraz Fred wydymał was, a jak mi nie zapłacicie za ten tydzień 10 złotych za godzinę, tylko 9,50 to jeszcze wam w piątek wódę zabiorę z zamrażarki.


(takie tam, po pertraktacjach)


na zakończenie:
ŻENUJĄCA SYTUACJA NA DZIŚ - szef kuchni coś od Doroty chciał parokrotnie, potem ona:

-Dorota i Dorota, a co ja z Tobą ślub brałam?! Jakbym brała to mogłabym Ci przynajmniej przyjebać, Ty cipo!

i jedyny kawałek z radia puls, który ostatnio sprawia mi dużo radości:



Dziękuję, to tyle na dziś.
WÓDY